nickto nickto
102
BLOG

Demokracji będziemy bronić jak socjalizmu (3/?)

nickto nickto Polityka Obserwuj notkę 0

Daj nam króla, aby nami rządził (1 Sm 8,6)

 

Jak i skąd wyciągnąć wnioski?

W każdym, jako tako ustabilizowanym ustroju politycznym panuje przekonanie o końcu historii, niedawny „demokratyczny” wygłup Fukijamy nie był szczególnie innowacyjny. Za przykład może posłużyć chociażby Rzym. Według opinii dzisiejszych historyków, Rzym miał upadek „zagwarantowany” już kilka stuleci przed „kadencją” Romulusa ostatniego. Jednocześnie sami Rzymianie byli do końca wyniosłymi panami świata, do tego stopnia że nawet nie zauważyli zgonu swojego imperium, potrzebowali aż kilku pokoleń aby się zorientować co się stało. Brali szczątkową aktywność trupa za objaw witalności i uważali, że ich państwo jest depozytariuszem tak wspaniałej cywilizacji, iż przetrwa wszystkie „przejściowe” trudności. Na ich usprawiedliwienie trzeba jednak przyznać, że upadek Rzymu nie był zwykłym bankructwem systemu politycznego, był raczej implozją cywilizacji, która budowana wiele stuleci, nie mogła nagle zniknąć w czarnej dziurze historii. Kilkanaście wieków później, w czasach socjalizmu „realnego”, prawie 5 minut przed jego spektakularnym upadkiem, anonimowy do dziś copywriter przemówień wodza, użył tegoż socjalizmu, jako synonimu czegoś bardzo trwałego, niezmiernie wartościowego i przez wszystkich pożądanego. Dopiero dzisiaj wszyscy bylibyśmy skłonni uznać go za kiepskiego duszoinżyniera, faktycznie jednak był to prawdopodobnie niezły fachowiec. Socjalizm pełnił bowiem wówczas rolę czegoś w rodzaju „dolara” idei, nawet jeżeli był to zaledwie dolar „kanadyjski” czy „australijski”, to jednak nawet tym którzy go nie posiadali wydawało się, że ta waluta będzie jeszcze długo, może zawsze, wiele znaczyła. „Nikt” się nie spodziewał, że jej wartość „nagle” pryśnie jak bańka o szmat głazu. Paradoksalnie, traktowaniu socjalizmu jako trwałego elementu historii, nie przeszkadzała dosyć powszechna świadomość tego, że wartość tego pieniądza była sztucznie wykreowana, a jego utrzymywanie się w obiegu możliwe tylko dzięki ochronnej kopule fałszu i przymusu. Fałszu przede wszystkim. Tak zwany szary człowiek starał się z tego powodu usilnie żyć bez socjalizmu, a nawet w opozycji do niego. Zresztą, dla „szarego człowieka”, wiele ze spraw oczywistych po czasie, jest oczywistych także w czasie, a nawet i przed czasem1.

Wiele na to wskazuje, że nasz miłościwie nam panujący system demokratyczny, w wielu aspektach powiela drogę schyłkowego socjalizmu, drogę do nieuchronnego i świetlanego końca. Łatwo jest jednak dać się zwieść pozorom, a trudno znaleźć argumenty, które przekonywałyby kogokolwiek poza samym sobą2. Wypowiadanie się o przyszłości, nawet jakby się zdawało nieodległej, zawsze jednak przed człowiekiem zakrytej, jest zawsze ryzykowne. Prawdopodobieństwo pomyłki zbliża się niebezpiecznie do jedynki gdy domorosły prorok usiłuje odgadnąć jak powieje duch czasu w przyszłości, wyłącznie na podstawie obserwacji jego dawnych i obecnych porywów. Szukanie dla aktualnej sytuacji analogii w zdarzeniach z przeszłości i budowanie, na tej podstawie, teorii o „konieczności dziejowej”, nie odbiega zbyt daleko od koncertu pobożnych życzeń, napisanego na orkiestrę złożoną wyłącznie z instrumentów indukcyjnych, które trzeba ciągle dostrajać do coraz to innej tonacji.

Aby przekonywująco powróżyć demokracji, należałoby najpierw przedmiot rozważań uprościć poprzez odrzucenie wszelkich elementów nieistotnych w danym kontekście, chociaż może ważnych, wręcz kluczowych we wszystkich innych. Trzeba by na chwilę zapomnieć nawet o aspekcie moralnym polityki, chociaż jest on zawsze najważniejszy, a w ostateczności jedyny który naprawdę się liczy. Idealnie byłoby oprzeć swoje spekulacje na czystej matematyce, która sama będąc czystą spekulacją jest jednocześnie najpewniejszym narzędziem pod słońcem. Matematyka jest bodajże jedyną rzeczą daną w ręce człowieka, której może on zaufać bez zastrzeżeń. Problemem jest tylko to, że trzeba być matematykiem aby posługiwać się matematyką, laik może co najwyżej budować swoje wypowiedzi tak, aby wyglądały jak pokolorowane matematyką. Dążąc jednak do matematycznej elegancji, trzeba zredukować zagadnienie ewolucji władzy w społeczeństwie do możliwie prostego modelu i w nim spróbować znaleźć argument wskazujący na tajemniczego bruneta, który niezawodnie pojawi się wieczorową porą. Nie powinien jednak ten model działać na zasadzie prostej replikacji sekwencji znanej z historii. Nie da się przecież uzasadnić zdania typu „przyszedł brunet w ubiegłym tygodniu, to przyjdzie i w następnym”. Trzeba raczej szukać argumentu typu „przyjdzie brunet do nas, bo nasz dom jest jedyny w okolicy, który ma klamki od zewnątrz”. Oczywiście, niezbędne będzie przyjęcie bez dowodu pewnych twierdzeń typu „bruneci zawsze wchodzą do domu gdy widzą klamki w drzwiach”, czy też „bruneci nie lubią siedzieć bezczynnie przed telewizorem”. Potrzebny jest model na tyle poręczny, aby się dało nim posłużyć w skromnym wnętrzu wypracowania. Trzeba więc szukać modelu maksymalnie prostego, ale poprawnego w ten sposób, że jego wykorzystanie prowadzi do wyciągnięcia prawidłowych wniosków w ustalonym zakresie.

Zadanie jest trudne ale nie beznadziejne. Na szczęście, mamy znakomite precedensy świadczące o niezwykłej wręcz skuteczności „prostackich” modeli, w dziedzinach równie trudnych do ogarnięcia umysłem jak ludzkie społeczeństwo. Najbardziej znany z nich związany jest z nawigacją morską. Mianowicie, model kosmosu obowiązujący w nawigacji astralnej zakłada, że ziemia jest położona nieruchomo w środku kosmosu. Jest to gigantyczne uproszczenie, większe trudno jest sobie wyobrazić. Biorąc pod uwagę nieogarniony ogrom kosmosu, można nawet zaryzykować twierdzenie, że nie da się zbudować użytecznego modelu jakiejkolwiek realności, opartego o większe uproszczenie. Mimo tego, graniczącego z deformacją uproszczenia, wyniki osiągane przez nawigatorów stosujących ten prymitywny model są zadziwiająco poprawne, statki których kapitanowie korzystali z tego modelu prawie zawsze zawijały do portu. Teraz też zawijają, ale gdyby im wyłączyć dostęp do satelitów, to mogłoby być z tym krucho. Nie mając tego niesamowitego luksusu jakim jest GPS, trzeba spróbować określić kurs demokracji na podstawie wątłego blasku nieosiągalnych gwiazd. Zanim skończy się zapas kawy!

Ceterum censeo Carthaginem delendam esse

1 Zapewne w tych czasach słusznie minionych, dałoby się też znaleźć wielu „blogerów”, którzy „do szuflady”, dobrze zakamuflowanej tak przed cenzurą jak i czytelnikiem, trafnie opisali ówczesną rzeczywistość i wiernie utrwalili społeczną intuicję dotyczącą ewolucji „wiecznie żywej” idei. Oczywiście, pożytek z tego był żaden, te stare blogi już dawno myszy zjadły. Jest też raczej pewne, że także teraz ktoś już znakomicie zrozumiał demokrację, swoje przemyślenia opisał na jakimś nie czytanym blogu i spokojnie czeka na wydanie okrzyku: „A nie mówiłem!”. Problemem jest to, że w dzisiejszych czasach, nawet tow. Google nie wierzy Kasandrze, pożytek z nieczytanych blogów jest taki sam, jak z szuflad schowanych przed cenzurą. Nie mogąc się włamać do tej szuflady i pokrzepić się budującą lekturą, trzeba dla samego siebie, podjąć trud sklejania liter w wyrazy, a wyrazów w zdania. Tym bardziej, że wychowani według ewolucyjnego paradygmatu, żyjemy w przekonaniu, że nawet małpa jest w stanie napisać arcydzieło, jeżeli pozwoli się jej wystarczająco długo stukać w klawiaturę. A tego demokracja nam nie zabrania. Jak na razie.

2 Niestety, nie można wiarygodnie badać siły perswazji zawartej w argumentach poprzez ankietowanie osób zmuszonych sytuacją życiową do wysokiego poziomu kurtuazji, żony w szczególności.

nickto
O mnie nickto

Jestem pszczelarzem (coraz bardziej).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka